Serwis wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Są one wykorzystywane w celu zapewnienia poprawnego działania serwisu i tworzenia statystyk. W każdej chwili możesz dokonać zmiany ustawień dot. przechowywania plików cookies w Twojej przeglądarce. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie plików cookies na Twoim komputerze. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce Plików Cookies
x
Urząd Miasta Zielona Góra Biuletyn Informacji Publicznej
Urząd Miasta Zielona Góra
ul. Podgórna 22
65-424 Zielona Góra
e-mail:

tel.: 68 45 64 100
fax: 68 45 64 155
Newsletter

Aktualności

Dodano: 2012-01-18 Autor: TC
Informacja archiwalna
Autor: TC
POLEMIKA. Wstyd, kompromitacja, zadupie – tak o lubuskim odcinku autostrady A2 wyrażają się radni sejmiku. „Gazeta Wyborcza” uważa, że to wina prezydenta Zielonej Góry.
 
Publikujemy polemikę, która została umieszczona we wtorkowym wydaniu „Gazety Wyborczej”. Tomasz Czyżniewski pisze do redaktora Artura Łukasiewicza z GW.

CZYŻNIEWSKI: Paplanie się w zadupiu

Wstyd, kompromitacja, zadupie – tak o lubuskim odcinku autostrady A2 wyrażają się radni sejmiku. A Artur Łukasiewicz dorzuca do tego: to wina władz Zielonej Góry. Poważny publicysta, poważnej „Gazety Wyborczej” dokładnie wylicza czym zawinił prezydent Janusz Kubicki („My czy autostrada na zadupiu” GW z 9 stycznia).
 
Czym zawinił Kubicki w sprawie budowy autostrad? To on wszystko zepsuł dokumentnie. Jak? Złym… przykładem.
 
To nie żart. Artur Łukasiewicz twierdzi tak na serio. I wymyśla „model zielonogórski”. Nie wgłębia się w tajniki budowy autostrad, szczegóły podejmowania decyzji. Nie pyta dlaczego rząd zadecydował o tak późnym terminie budowy S3? Nie jest mu potrzebna wiedza: kto, kiedy i na jakich zasadach wydawał koncesje, zezwolenia, robił projekty, pisał harmonogramy. Kto nie pilnował terminów lub je zlekceważył. Dlaczego tak późno podejmowane są decyzje?
 
Model zielonogórski
 
Publicysta GW wie swoje. Tradycyjnie winien Kubicki. Już zaczynam się obawiać, że brak śniegu w styczniu, to również wina prezydenta Zielonej Góry. Bo w ramach oszczędności… zamówił za mało solanki do sypania dróg, nakazał wygrabić wszystkie liście w parku, nie zmienił opon letnich na zimowe w miejskich pojazdach. Natychmiast zadziałał wymyślony przez Artura Łukasiewicza „model zielonogórski”.. Inne samorządy zapatrzone w Kubickiego uznały, że skoro on może… to też nie zmienią opon. I zima nie nadeszła!
 
Idiotyzm? A czym to się różni od zarzutów stawianych przez Artura Łukasiewicza?
 
Na liczącym nowym odcinku autostrady A2 z Nowego Tomyśla do Świecka nie ma części zjazdów (w tym najważniejszego na skrzyżowaniu z trasą S3) a tam gdzie je zbudowano, nie są prawidłowo spięte z siecią drogową. Czyli zadupie. Według Artura Łukasiewicza, nie byłoby tego problemu, gdyby prezydent Janusz Kubicki prawidłowo budował drogi… w Zielonej Górze.
 
Gdzie Rzym, gdzie Krym
 
I przypomina kłopoty z remontem ul. Ogrodowej (w 2010 r.) i Jędrzychowskiej (w 2011 r.).  To te inwestycje podobno źle wpłynęły na morale innych samorządowców i drogowców, którzy uznali, że zjazdy jakoś się zrobi. To właśnie osławiony „model zielonogórski”, gdzie wg. Łukasiewicza prezydent wciąż odwala lipę, a marszałek na wszystko przymyka oko. Ręka w rękę tworzą patologię. I stąd problemy na autostradzie. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Jak robienie dróg w jednym miejscu ma wpływ na ich nierobienie w innym?
 
Rząd musiałby zatrudnić jasnowidza
 
Gdyby nawet przyjąć tą absurdalną argumentację za zasadną, to jak ją zgrać w czasie z budową autostrady? Nie wiem. To słodka tajemnica autora! Kulczyk, który koncesję miał już od siedmiu lat, swoją drogę budował już na całego. I zakńczył przed czasem. Rząd, który za późno podjął decyzję o budowie fragmenty S3 z Sulechowa do Międzyrzecza, a co za tym idzie zawalił z węzłem w Jordanowie, też o tym nie wiedział, bo musiałby zatrudniać jasnowidza. Przetarg na ten odcinek S3 ogłoszono bowiem w listopadzie 2008 r. a umowę na budowę trasy podpisano w lipcu 2010 r. W tym czasie firma San Bud dopiero zaczynała prace na ul. Ogrodowej i Jaskółczej. Wystarczyło kilka chwil, by wszystko diabli wzięli? I skąd oni w Warszawie o tym wiedzieli z wyprzedzeniem?
 
To się Panie redaktorze kupy nie trzyma!
 
Nie można też pominąć milczeniem wywodu redaktora Łukasiewicza na temat budowy dróg w mieście. Publicysta GW ocenia je bardzo surowo. Jego prawo. Musi się jednak na coś zdecydować. Pisze: „Otóż niedotrzymywanie terminów uznaje się za normę, tak jak niską jakość budów (przy ul. Jaskółczej inspektorzy odnotowali ponad 100 usterek).” To ewidentna nieprawda. Nikt nie uznaje tego za normę. Opóźnienia są, bo nie ma zgody na bylejakość. Przecież te 100 usterek wykryli miejscy inspektorzy, a prezydent nie chciał się zgodzić na odbiór i zapłatę za takiego bubla. Tylko wykonawca, firma San Bud, do dzisiaj mówi, że zdążyła w terminie i wszystko jest super.
 
Prezydent miał przymknąć oko na bylejakość?
 
To upór prezydenta spowodował kłopoty. Kubicki żądał odpowiedniej jakości, a wykonawca wiedział, że prezydent jest pod ścianą – musi odebrać tandetną drogę lub straci pieniądze z dofinansowania schetynówki wynoszącego 3 mln zł. Wojewoda Helena Hatka odesłała pieniądze do Warszawy. To nie jest powód do chwały. Nie poparła inwestora walczącego o prawidłowe wykonanie zadania. Niestety ta decyzja sprzyja bardziej nierzetelnym wykonawcom, niż samorządom egzekwującym jakość. 
 
Prezydent oczywiście mógł zrobić inaczej. Przymknąć oko na marne wykonanie, roboty odebrać, skasować 3 mln zł i za kilka miesięcy rozpocząć remont dopiero co zrobionej ulicy. Tak robi wiele samorządów.
 
Takie mamy prawo
 
O sporze prezydenta z wojewodą rozstrzygnie sąd. A Jaskółczą i Ogrodową naprawi inny wykonawca finansowany z gwarancji San Budu. Niestety jeszcze trwał spór o Ogrodową, a San Bud wygrał przetarg na remont ul. Jędrzychowskiej. Gdy miejscy urzędnicy w grudniu 2010 r. odrzucili jego ofertę, Urząd Zamówień Publicznych nakazał, by San Bud prowadził remont. Takie mamy prawo. Dopiero rok później, gdy roboty stanęły, prezydent mógł wyrzucić firmę z placu budowy. A przecież nie chciał, by w ogóle się tam znalazła. Tak wygląda zgoda na bylejakość i niedotrzymywanie terminów?
 
Na marginesie warto zauważyć, że do podobnej awantury doszło w szpitalu gdzie niedotrzymujący terminów San Bud sam wypowiedział umowę. I co wtedy? Zabrać unijną dotację na inwestycję? Nie budować dalej drogi? Nie remontować szpitala?
 
Powiedzmy wprost – jeżeli samorząd będzie się bał cofnięcia dotacji z powodu nierzetelnego wykonawcy, to egzekwowanie dobrej jakości zawsze będzie bardzo trudne. 
 
Dopiero teraz widzicie, że czegoś brakuje
 
Problem jak autostrada połączona jest z województwem jest bardzo ważny. Szkoda, że Artur Łukasiewicz zamiast szukać prawdziwych przyczyn zabawia się w atakowanie prezydenta. Czyżby był to jedyny pomysł na rozwiązanie trudnych problemów? Gdyby się tak tym nie zajmował może widziałby więcej. Może już wcześniej dostrzegłby problem braku zjazdów. Może już wcześniej alarmowałby, że jest źle. A nie dopiero wtedy, gdy ktoś mu o tym opowiedział.
 
Warto przypomnieć, że jeszcze w dniu otwarcia nowego odcinka autostrady GW pisała: „Przez najbliższe sześć miesięcy za podróż nie zapłacimy ani złotówki. Potem jazda osobówką tym stukilometrowym odcinkiem będzie kosztować ok. 21 zł. Do autostrady dojedziemy węzłami w Nowym Tomyślu, Trzcielu, Jordanowie, Torzymiu, Świecku i Rzepinie. Autostrada to także nowe miejsca pracy dla pół tysiąca Lubuszan. Dla podróżnych przygotowano sześć miejsc obsługi podróżnych. Wyposażono je w parkingi, toalety, place zabaw dla dzieci, bary i stacje benzynowe. Na trasie znajdziemy pięć budek do poboru opłat. Jedną w ciągu autostrady, na wysokości Tarnawy, a kolejne cztery na węzłach autostradowych: w Nowym Tomyślu, Trzcielu, Jordanowie i Torzymiu.”
 
Dopiero teraz zobaczyliście, że czegoś brakuje? Czy to również wina prezydenta Zielonej Góry? Znowu zadziałał „model zielonogórski”?
 
Tomasz Czyżniewski
Doradca prezydenta Zielonej Góry

ŁUKASIEWICZ: Co się kupy trzyma

Jest mi przykro, że zdołał Pan z mojego tekstu wyczytać jedynie „atakowanie prezydenta”. Rozumiem, myśl godna carskiego urzędnika z komedii Gogola. Jest dobry car i źli urzędnicy wszelacy i dziennikarze.
 
Oczywistym jest, że prezydent Zielonej Góry nie ma nic wspólnego z opóźnieniami w inwestycjach drogowych wokół autostrady A2. Trudno go obarczać za to winą.
 
Przyczyn trzeba (co jasno stoi w tekście) szukać u drogowców z GDDKiA, marszałka, samorządów z okolic Świebodzina, a nawet rządu. Nie zdążyli na czas i teraz jest zgrzytanie zębów. A autor tej ważnej trasy Autostrada Wielkopolska owszem zdążyła. Ze zjazdami także, zgodnie z umową koncesyjną. Bo wbrew temu, co Pan pisze, one istnieją, jak ten pod Jordanowem. Brakuje tylko połączeń, co sprawą Autostrady Wielkopolskiej już nie jest.
 
Dziwi się Pan, że opisuję „model zielonogórski”. Upieram się. Zielona Góra, jako miasto wojewódzkie powinna świecić przykładem. Miasto jest punktem odniesienia dla innych, mniejszych miejscowości w gospodarce, oświacie, kulturze. I pewnie drogownictwie. Chce być centrum aglomeracji. Nadawać ton regionowi na południu. Nie wymyślam. Słucham, co mówi prezydent Janusz Kubicki o aglomeracji. Chyba że to tylko takie gadanie dla poklasku, co wynika z Pana sądów.
 
Tak, drogowy model zielonogórski to pasmo kiepskich inwestycji. I nie potępiałbym wojewody Heleny Hatki, która nie przelała pieniędzy za schetynówkę (ul. Jaskółcza). Stanęła po stronie podatnika, a nie inwestora (miasta) i wybranego przez niego wykonawcy, nie chcąc firmować tandety.
 
Na szczęście w tym roku jest lepiej. I doceniam, że prezydent zerwał umowę z wykonawcą ul. Jędrzychowskiej, w trosce o jakość. Pisze Pan: „Opóźnienia są, bo nie ma zgody na bylejakość”. To pokrętna logika.
 
Wynika z tego, że opóźnienia na budowach zielonogórskich dróg są czymś normalnym. Jakby bez nich nie było mowy o dobrej jakości. A może jest inaczej. Gdyby dbano o jakość, nie byłoby spóźnień. Gonitwy do ostatniego dnia.
 
Przecież tak było przy wspomnianych ul. Jaskółczej i Ogrodowej, nie mówiąc już o Jędrzychowskiej. Zapomina Pan, że tę ostatnią inwestycję przesunięto na 2011 r., ponieważ prezydent Zielonej Góry nie zdążył o czasie złożyć kompletnego wniosku o dotacje unijne do marszałka. Po prostu profesjonalizm.
 
Tylko dlatego, że województwu bardzo zależało na statystykach w wyścigu do bonusa za wykorzystywanie funduszy z UE, Zielona Góra nie wypadła z listy. Na szczęście nie wypadła.
 
Drogowy „model zielonogórski” istnieje. Nie ma się co oburzać. Pokazały to ostatnie lata. By jednak nie zostawić złudzeń, sięgnę po jeszcze jeden ważny przykład - warty ponad 10 mln zł remont ul. Sulechowskiej z wiaduktem. Inwestycję oddano jesienią 2009 r. Nawet przecięcia wstęgi nie było. Chyba żeby się nie wstydzić. Obsuwa niewielka, ale niedoróbek masa.
 
Nierówności, zbyt nisko osadzone studzienki (o ile pamiętam, trzeba było hurtem poprawić 20). Przy trasie zbudowano ścieżkę rowerową. Minęły dwa lata. Proszę zobaczyć. Ścieżka jest popękana, zapada się. Momentami wygląda jakby tamtędy jeździły czołgi. Trzeba uważać, żeby sobie głowy nie rozbić.
 
Oto kolejny modelowy przykład drogowy z Zielonej Góry. I pewnie, używając Pana salonowej polszczyzny, „to się kupy trzyma”.
 
Artur Łukasiewicz
« powrót