Poświęcili życie Bogu, ale mają też czas na ludzkie hobby – speedway! Dla Miłosza Paszkiewicza sutanna nie jest przeszkodą w nauce żużlowego rzemiosła. Daniel Geppert z trybuny dopinguje Stelmet Falubaz i nie szczędzi gardła!

Fot. Archiwum domowe /  –  Czuję się na siłach, aby jeździć na swoim sprzęcie – opowiada ks. Miłosz Paszkiwicz

Ksiądz Miłosz jeszcze przed święceniami, studiował teologię w Instytucie Filozoficzno-Teologicznym im. Edyty Stein w Zielonej Górze. Dla zabicia czasu poszedł na kilka meczów żużlowych, tym bardziej, że stadion przy ul. Wrocławskiej miał blisko. Wciągnął się po trzech spotkaniach Falubazu. Spełnił marzenie, od czterech lat próbuje swoich sił na motorze żużlowym. Na początku przygody ze speedwayem planował tylko przejechać kilka kółek z małą prędkością, na zielonym motorze stylizowanym na maszynę Patryka Dudka.

– Mam świadomość, że przy motorze żużlowym często stoją kule rehabilitacyjne. To niebezpieczny sport, ale nie blokuje mnie to do jazdy – przekonuje Miłosz Paszkiewicz i dodaje: – To fajna dyscyplina. Żużel to rywalizacja, adrenalina, prędkość, ułamki sekund na decyzję na torze, determinacja, przełamywanie słabości, pokonywanie barier. Tak jak w życiu, w żużlu trzeba sobie poradzić z presją i stresem. Jest wymagający, ale daje dużo frajdy i satysfakcji, jest w nim nutka niepewności, co się może zdarzyć.

Pierwsze kroki

W amatorskim żużlu nie ma licencji żużlowych, tylko tzw. „lolajki”. Ksiądz Paszkiewicz od 15 grudnia oficjalnie jest zawodnikiem Chóraganu Zielona Góra. – Jestem dumny, motywuje mnie to do pracy, aby nauczyć się dobrze jeździć i zdobywać punkty dla zespołu – podkreśla ksiądz Miłosz, który pochodzi z Kostrzyna nad Odrą, w którym serca mocniej biją dla Stali Gorzów. – Kibicuję Falubazowi – zdradza.

Kapłan od tego sezonu ma busa do przewozu dwóch motocykli. – Przy pomocy wielu osób ze środowiska żużlowego, czuję się na siłach, aby jeździć na swoim sprzęcie. Dopiero stawiam pierwsze kroki w tej dyscyplinie. Chcę przejechać każdy łuk z wyłamanym motocyklem i nauczyć się startów. I jeśli to opanuję to będę chciał pokonać cztery kółka na pełnym gazie. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze w tym sezonie – opowiada o celach sportowych M. Paszkiewicz.

Jedyny na świecie ksiądz-żużlowiec

Jak reagują na nietypową jak na duchownego pasję, przyjaciele, rodzina i zwierzchnicy? –Rodzice bardzo interesują się sportem żużlowym i mocno trzymają za mnie kciuki. Z okazji święceń kapłańskich, znajomi ze Szczecina kupili mi żużlowy kewlar Falubazu. I tata powiedział, że muszę zacząć jeździć. Znajomi i przyjaciele wiedzą, że mam duszę sportowca, przez wiele lat grałem w piłkę nożną. Jako katecheta zastępowałem wuefistów, bo mam wykształcenie w tym kierunku. Przygodę z żużlem zawdzięczam przełożonemu, proboszczowi z parafii w Dębnie. Zmotywował mnie do spełnienia marzeń. Moim priorytetem jest posługa kapłańska, ale potrafię ją połączyć z pasją. Chcę pokazać, że ksiądz to nie tylko kościół, plebania i szkoła. Moi koledzy są aktywni, biegają, jeżdżą na motocrossie. Ksiądz to też człowiek. Znam księdza z Torunia, który był żużlowcem amatorem, zainspirował mnie. Obecnie jednak jestem jedynym na świecie księdzem żużlowcem – kwituje Miłosz Paszkiewicz.

Pracując w Zielonej Górze wraz z księdzem Geppertem, miał okazję odprawić mszę w intencji żużlowców Falubazu na rozpoczęcie sezonu, w kolejnym roku zrobił to sam.

Duchowny z szalikiem na trybunach

Ksiądz Daniel Geppert obecnie służy w parafii w Cybince. Przez kilka ładnych lat był jednak wikariuszem w kościele pw. Ducha Świętego w Zielonej Górze. Jeszcze na długo przed pracą w Winnym Grodzie połknął żużlowego bakcyla. Przyznać trzeba, że zainteresowanie speedwayem popchnęło go trochę do samodzielnej jazdy motocyklem.

– To są takie turystyczne wyprawy motorem szosowym, które nie mają nic z wyścigów– zastrzega ksiądz. – Ale właśnie w żużlu spodobał mi się ten dreszczyk emocji, szybkość, adrenalina. Zastanawiam się jednak, czy sam miałbym odwagę wsiąść na motor bez hamulców? Dlatego podziwiam zawodników.

Ksiądz Daniel, kiedy tylko może przyjeżdża z całą ekipą na mecze do Zielonej Góry. Nie siedzi na spokojnym piknikowym sektorze objadając się kiełbaską i popijając zimnym napojem, ale kibicuje tak, jak należy. – Na stadionie przy W69 siedzę na trybunie K, sektor 4 i jestem zaangażowany w doping. Oczywiście, nie wszystkie okrzyki i przyśpiewki mi się podobają, staram się jednak być wyrozumiały, bo w końcu na takim widowisku jak żużel emocje często biorą górę – przekonuje ksiądz Geppert.

Gdy pracował w gorzowskim liceum często temat żużlowy był okazją do zaczepki i rozmowy z dzieciakami. W końcu derby lubuskie już od najmłodszych lat wzbudzają wielkie emocje. – Sam mam kilka wspomnień z tych potyczek ze Stalą Gorzów jak baner „Tylko Falubaz” na gorzowskiej trybunie, ale też pamiętam i inne wydarzenia z życia kibicowskiego, tak jak słynne zawieszenie szalika Falubazu na pomniku Chrystusa Króla w Świebodzinie, ucieczkę torunian z meczu o złoty medal w Zielonej Górze, czy wypadek Australijczyka Darcy’ego Warda, który zakończył jego przygodę z żużlem – wylicza Geppert.

Ksiądz ma ostatnio mniej czasu na żużel ze względu na charakter posługi, terminy jak i odległość. – Jak mieszkałem w Zielonej Górze rzadko odpuszczałem mecze. Po spotkaniu, które zaczynało się o 16.00, jeszcze zdążyłem odprawić wieczorną mszę świętą. Dziś niestety więcej kibicowania przed telewizorem, ale mam nadzieję, że to się zmieni – podkreśla ksiądz Geppert.

Rafał Krzymiński

Fot. Archiwum domowe / – Jak mieszkałem w Zielonej Górze rzadko odpuszczałem mecze. Po spotkaniu, które zaczynało się o 16.00, jeszcze zdążyłem odprawić wieczorną mszę świętą. Dziś niestety więcej kibicowania przed telewizorem, ale mam nadzieję, że to się zmieni – podkreśla ksiądz Daniel Geppert.

Fot. Archiwum domowe / Ksiądz Paszkiewicz od 15 grudnia oficjalnie jest zawodnikiem Chóraganu Zielona Góra. Chce przejechać każdy łuk z wyłamanym motocyklem.