Kiedyś maj był dla sklepów zoologicznych czasem żniw. – Dziś, zamiast świnki morskiej czy królika, rodzice wolą kupić dziecku laptopa – opowiada Dariusz Boguszyński.

Sklepu zoologicznego przy alei Niepodległości, przy dawnym kinie Nysa, strzeże sztuczny bernardyn. Stoi na deptaku i wypatruje, kto schodzi do piwnicy, gdzie od prawie 70 lat królują zwierzęta.

Pierwszy w mieście

To pierwszy sklep zoologiczny w Zielonej Górze. Gdy powstawał w 1956 r., w Polsce zaczynała się odwilż. Aleję Stalina właśnie przemianowano na Niepodległości. O deptaku nikt jeszcze nie myślał. Brukowaną ulicą – wtedy jedną z głównych w mieście – jeździły samochody, a naprzeciwko, obok teatru, był przystanek autobusowy.

– Sklep założył Waldemar Skubel, mój przyszywany wujek – opowiada Dariusz Boguszyński, który prowadzi interes razem z żoną Barbarą. Pan Dariusz jako dziecko był tu częstym bywalcem, można powiedzieć, że wychował się wśród akwariów i klatek z papużkami. – Nakładałem karmę dla rybek z dużych worków do papierowych tytek i sprzedawałem klientom – wspomina. Przed śmiercią Skubel przekazał sklep Zbigniewowi, tacie pana Dariusza. To był początek lat 70.

– Wtedy były tu głównie rybki i akcesoria dla wędkarzy. Oprócz tego ptaki, gryzonie – mówi właściciel. – Znacznie mniej towaru na półkach. Teraz wszystkiego jest tak dużo, pięknie popakowane, a kiedyś papużkom dawało się albo proso, albo słonecznik sprzedawane na wagę – dodaje pani Barbara.

Ponad 20 lat temu powiększyli maleńki sklep o sąsiednią część piwnicy. Powstały działy dla psów i kotów, a trochę później z terrarystyką. – Przez lata nikt nie kupował psom zabawek ani karmy. Jadły resztki z obiadu. A piasek do kuwety dla kota? Brało się z piaskownicy – opowiada Boguszyński. Zmiany przyszły z przełomem lat 80. i 90.

Zmieniły się też zwyczaje majowe. – Kiedyś to były żniwa. Na komunie dzieci dostawały chomika albo świnkę morską. Teraz też chcą zwierzątko, ale rodzic wie, że to on będzie się musiał nim zajmować. Woli kupić laptopa – mówi właściciel.

W modzie są gady

Państwo Boguszyńscy mają stałych klientów, ale ich największą konkurencją jest Internet. I duże sklepy zoologiczne, sieciówki. – Często sprzedają taniej niż my kupujemy w hurtowni. Możemy wygrać jedynie pasją i doświadczeniem. Klienci, którzy do nas przychodzą, chcą się poradzić i porozmawiać. Bo np. pies ma problemy z żołądkiem i potrzebuje innej karmy – opowiada pani Barbara.

Teraz w modzie są gady. Jako pierwsi w Zielonej Górze postawili na terrarystykę. Mieli w ofercie węże, skorpiony, jaszczurki. Tyle że z nich zrezygnowali. – Ceny za prąd nas zjadły. Sześć czy siedem terrariów, każde z żarówką i ogrzewaniem – opowiada pan Dariusz. Początkowo w handlu egzotycznymi zwierzętami panowała wolna amerykanka. – Dopiero po jakimś czasie dotarły przepisy, że niektórych gatunków nie można sprzedawać. Te, które były w sklepie, trzeba było spisać, pójść do urzędu i zarejestrować. Dziś obowiązują papiery legalnego pochodzenia – tłumaczy.

Szymon Płóciennik

- Klienci, którzy tu przychodzą, nie tylko robią zakupy dla pupili. Chcą się poradzić i porozmawiać - mówią Barbara i Dariusz Boguszyńscy.

Fot. Władysław Czulak / – Klienci, którzy tu przychodzą, nie tylko robią zakupy dla pupili. Chcą się poradzić i porozmawiać – mówią Barbara i Dariusz Boguszyńscy.