W „Czasie Zielonej Góry” – taką mam nadzieję – zobaczycie trochę inną twarz miasta, mniej pudrowaną, mniej oczywistą, choć po prawdzie, dzieje się od dobrych kilku miesięcy.
Znika „Łącznik Zielonogórski”. Miał być wydawany kilka miesięcy i tłumaczyć mieszkańcom sens połączenia miasta z gminą. Mimo fuzji w 2015 r. „ Łącznik” nie przestał się ukazywać, a został na ponad dekadę i dorobił się u części mieszkańców opinii prezydenckiej „tuby propagandowej” i paru jeszcze mocniejszych określeń. Sam z łamów dowiadywałem się z felietonu jednego z radnych byłego prezydenta, że jestem jakimś „lemingiem”. Śmieszyło, choć miało, jak rozumiałem, piętnować tych co śmią być przeciw prezydentowi i go krytykować. Na czarnej liście było sporo publicznych wrogów. Zielonogórscy ekolodzy na przykład tytułowani byli „ekoterrorystami”, a opozycja w radzie miasta „nieudacznikami” .
Co dalej? Szkoda czasu na roztrząsanie przeszłości i zastanawianie jak się Łącznik” komu kojarzy, ilu mieszkańców nie będzie po nim płakać, a ilu tęsknić. To równie jałowe, jak przypominanie, że felietonowe opowieści o „lemingach i ekoterrorystach” (i nie tylko) nigdy nie powinny się zdarzać w samorządowym piśmie miejskim, bo są najzwyczajniej nieuczciwe, głupie i paskudne. W „Czasie Zielonej Góry” się nie zdarzą.
Jaka będzie gazeta pod nowym szyldem?. Wierzę, że portretem miasta i jego codzienności z wyczuwalnym pulsem. Że mieszkańcy będą bohaterami tekstów, a nie dodatkiem do kroniki władzy. Źródłem informacji o inwestycjach, zdrowiu, pracy, mieszkaniach, gospodarce, komunikacji miejskiej, inicjatywach społecznych, życiu szkół i imprezach kulturalnych. Z mocno słyszalnym głosem mieszkańców w różnych sprawach w czasach rewolucji cyfrowej. W każdym numerze znajdziecie portrety społeczników, przedsiębiorców, artystów i przedstawicieli różnych profesji. W nich, jak w lustrze odbija się życie miasta. |Bez pudru.
Miasto codzienne przynosi niespodzianki. Przypomina to trochę niedawną akcję Amazona, który na pikniku w centrum |Zielonej Góry sprzedawał za grosze nie odebrane przesyłki przez kupujących. Można było się nieźle zdziwić po otwarciu paczki. Liczę, że „Czas Zielonej Góry” nie raz Was zaskoczy i wyrwie z przyzwyczajeń.
Czas w nazwie nie jest tylko chwytem marketingowym. Miasto czeka dużo poważnych wyzwań, z fatalną demografią zwłaszcza. Jak zatrzymać niż i jego poważne konsekwencje, gdy w Lubuskiem za 30 lat ma mieszkać tylko 750 tys. ludzi? Nie dopuścić do wyludnienia, które według demografów dotknie co najmniej 80 proc. polskich miast? Naprawdę nie wystarczą zaklęcia o zatrzymaniu młodych i urzędowy optymizm. Pamiętam taką pouczającą rozmowę sprzed kilku lat z jednym z samorządowców. – Sami musimy ich zatrzymać, nie licząc na innych. I trochę wstrzymać się z opowieściami, jakie atuty niesie bliskość granicy z Niemcami. Za bardzo idealizowaliśmy tzw. premię nadgraniczną. Mnóstwo ludzi wyjechało za pracą za Odrę, skończyło się bazarowe eldorado. Ci. którzy zrobili fortuny, jakoś nie zainwestowali. Pamiętam spotkania z Niemcami sprzed dwóch dekad. Słyszeli godzinami opowieści o naszych lasach, jeziorach, miejscu do wielkiego biznesu. Odpowiadali krótko: w Brandenburgii też mamy lasy i jeziora. Proszę wybaczyć ironię, ale my machaliśmy szablą jak przeciwnik Indiany Jonesa w „Poszukiwaczach zaginionej arki”, gdy on spokojnie sięgnął po pistolet – opowiadał obrazowo.
Intuicja mi podpowiada, że jednak się trochę mylił. Idzie naprawdę ciekawy czas. I dobrze go wykorzystać.
Artur Łukasiewicz
