
Fot. Władysław Czulak / Rok temu Daniel Kołtun został wójtem gminy Siedlisko. Wyborczy sukces był jednocześnie końcem zielonogórskiego sklepu eTraper. – Nie potrafię, nie dam rady i nawet nie chcę łączyć prowadzenia sklepu turystycznego z pracą w urzędzie – mówi.
– Gdy w urzędzie chodzę w koszuli pod krawatem, brakuje mi turystycznych, oddychających ubrań – mówi Daniel Kołtun, wieloletni właściciel eTrapera na starówce. Rok temu został wójtem Siedliska, teraz z żalem zamyka sklep dla turystów.
eTraper wrósł w deptakowy pejzaż. Niewielu jest miejscowych górołazów, którzy w pionierskich latach nie zaopatrywali się w sprzęt w sklepie Pod Filarami. Jeszcze dziś na parterze wiszą i leżą dziesiątki par butów, kurtek, bluz i akcesoriów turystycznych. Są nawet mapy górskie. To już ostatnie dni eTrapera. Zakupy i upolowanie czegoś po okazyjnej cenie tylko do końca maja. Sklep znika.
Za symboliczną kwotę
Przed kilkunastu laty założył go Daniel Kołtun. O sobie mówi: Nowosolanin z krwi i kości, choć od dłuższego czasu związany z Siedliskiem. – Nie wyobrażam sobie teraz innego miejsca do życia niż wieś – opowiada.
Rok temu został wójtem nadodrzańskiej gminy Siedlisko. Startował z własnego komitetu, w pierwszej turze pokonał wieloletniego wójta. Wyborczy sukces był jednocześnie końcem zielonogórskiego sklepu Pod Filarami.
– Nie potrafię, nie dam rady i nawet nie chcę łączyć prowadzenia sklepu turystycznego z pracą w urzędzie. Chociaż mam bardzo dobrych pracowników, jednak beze mnie eTraper nie przetrwa czterech lat do końca wójtowej kadencji – opowiada. – Nawet chętnie bym go komuś odstąpił za symboliczną kwotę.
Pionierzy się trzymają
eTraper to nie pierwszy sklep Kołtuna. Najpierw był ten z komputerami, w Nowej Soli. Istnieje zresztą do dziś. Tyle że pasja turystyczna nie dawała spokoju. – Z kolegami zawsze chodziliśmy po lasach i górach, pływaliśmy kajakami. Przełom XX i XXI wieku to był początek survivalu w Polsce. Wyznaczaliśmy azymut 50 km dalej, na przykład jakieś jezioro. Szliśmy lasami. Gdzie nas noc zastała, tam spaliśmy. O każdej porze roku – opowiada.
Wtedy o dobre buty w góry nie było łatwo w Nowej Soli. – Mieliśmy już trochę pieniędzy ze sklepu komputerowego. Zapadła decyzja, że otwieramy sklep. To było w 2004 r. Też istnieje do dziś – dodaje.
W Zielonej Górze z eTraperem zaczynał przy ul. Węgierskiej. Szukał jednak lepszej lokalizacji, bliżej centrum. – Jeździłem na rowerze po deptaku. Wydawało mi się, że to fajne miejsce. I znalazłem tutaj – wspomina. – Wokół była bardzo duża rotacja. Wszyscy się zmieniali, my się utrzymywaliśmy. Przypuszczam, że gdybym nie był wójtem, to eTraper by dalej funkcjonował. Takie sklepy zawsze będą miały rację bytu. Rządzą sieciówki i galerie handlowe, ale te sklepy są inne, bo specjalistyczne. Liczy się też to, że potrafimy doradzić. Zupełnie inaczej niż w markecie – mówi.
Popatrz wokół
Kołtun zachęca początkujących podróżników, by poznali swój region. – Ludzie szukają na całym świecie, a w okolicach Zielonej Góry i Nowej Soli jest tyle cudownych miejsc. Tylko trzeba wiedzieć, że one są – dodaje.
Sam jest fanem Wzgórz Dalkowskich, które rozciągają się mniej więcej od Kożuchowa do Głogowa. Trochę bardziej na południe poleca Pogórze Kaczawskie. Znajomych z Polski i Europy zabiera do opuszczonego hitlerowskiego kombinatu Alfreda Nobla w Nowogrodzie Bobrzańskim.
Pasją Kołtuna są motocykle i akcje ekologiczne. Próbował ze sportem, przebiegł kilka maratonów i pierwszy ultramaraton zielonogórski – Nowe Granice. 102 kilometry. – To było na zasadzie: Co, ja nie przebiegnę? (śmiech). Spróbowaliśmy z kolegą. Przeżycie mistyczne. Na koniec byliśmy tak zmęczeni, że nie wiedzieliśmy, czy się zmieścimy w limicie czasu, czy nie. Zajęło nam to 14 godzin – opowiada. Takie przeżycia mógł później wykorzystać w sklepie, doradzając klientom.
Turysta kocha przygodę
Rozmowy z klientami to zresztą zupełnie inna opowieść. – Turyści, którzy przychodzili Pod Filary, to fajni ludzie. Kochają przyrodę i przygodę. Nie mogłem się nagadać. Poznałem w sklepie wielu późniejszych przyjaciół. Jednym z nich jest Michał, z którym dwa razy byłem na Islandii – dodaje.
Przez 20 lat, od kiedy ma sklep turystyczny, w ofercie zmieniło się bardzo wiele. – Postęp technologiczny jest olbrzymi. Membrany coraz lepsze. Jednak zawsze uważałem, że nie trzeba kupować nie wiadomo jak drogich ciuchów, goretexów, bo można bardzo dobrze się ubrać tańszymi markami – opowiada. I wspomina wyjazd na Mount Blanc. – Miałem na sobie ciuchy, które sam sprzedawałem. Były trzy, cztery razy tańsze niż ubrania kolegów, z którymi wchodziłem – mówi. – Podstawa to dobrze dobrane ubranie. Kiedy to szwankuje, trzeba się co chwilę przebierać. Człowiekowi raz jest za gorąco, a raz za zimno.
Gdy kandydował na wójta, myślał, że to będzie luźna praca. – Że na pewno do 15.00 w urzędzie, a potem wolne (śmiech). Okazało się, że pracuję 24 godziny na dobę. Nawet czasem budzę się w nocy z jakimś pomysłem – przyznaje.
Teraz często chodzi w koszuli pod krawatem, ale tęskni za oddychającym i wygodnym ubraniem turystycznym. – Nie ma porównania. Na tym polu cierpię jako wójt – śmieje się.
Szymon Płóciennik