Miasto, póki co ostrożnie, myśli o kupnie kina Nysa, ale nie w stylu „bierzemy, a potem się zobaczy”. Dlatego szuka dziś pomysłu na to wyjątkowe miejsce na deptaku.
Jest 16 maja, przed południem. Wchodzimy do kina Nysa. W środku wygląda tak, jakby przed kwadransem skończył się seans. A minęło 10 lat od ostatniego filmu z widzami na widowni. Czekają te same fotele – drewniane, z wytartymi, ciemnobrązowymi obiciami. Z dołem i balkonem jest ich ok. 300. W dobrym stanie są sztukaterie, nie cieknie z dachu. W mansardzie stoją stare projektory na taśmy 35 mm. W pokoikach operatorów wiszą fotosy. Nie znaczy to, że szybko kino mogłoby znów pokazywać filmy. Widzów na balkon strażacy nie wpuściliby na pewno. Barierki są za niskie. Nie spełniają warunków bezpieczeństwa i przeciwpożarowych.
10 lat samotności
Kino naprzeciwko teatru ma ponad 100 lat. Otwarto je 15 października 1921 r. Działało pod nazwą Kammerlichtspiele. Budynek postawili zielonogórscy restauratorzy, bracia Carl i Richard Bohr. Podczas pierwszego pokazu na widowni zasiadło ponad 600 widzów.
Od 10 lat kino stoi puste. W 2015 r. właściciel, Odra-Film z Wrocławia, podlegająca marszałkowi dolnośląskiemu, wystawiła budynek na przetarg. Za 1,2 mln zł kupiła je spółka AD Investment zielonogórskiego przedsiębiorcy Dariusza Łodygi. Z przetargu zrezygnowali marszałek lubuski i prezydent Zielonej Góry.
– Chcę wszystkich uspokoić: nic głupiego z Nysą się nie stanie. Rozumiem niepokoje ludzi, to ważny obiekt w mieście. Jestem zielonogórzaninem z krwi i kości, wiem, jak kultowe jest to miejsce i jaką ma historię. Sam mam do kina Nysa sentyment. Nie pozwolę go oszpecić. Nie będzie żadnego marketu, Biedronki, Rossmanna, apartamentowca ani dyskoteki z kulą. Kasyno? Też nie, to nie jest obiekt na hazard – opowiadał Łodyga „Gazecie Wyborczej”.
Z Nysą nie stało się „nic głupiego”, tyle że nic się nie zmieniło. Poza niepokojami: co dalej?
Myśl o zakupach
Rekonesans po kinie organizuje wiceprezydent Marek Kamiński. Zaprasza szefów instytucji miejskich i placówek kultury, konserwatora zabytków, społeczników, dziennikarzy.
Czy miasto odkupi Nysę? – Jest zamiar, choć nic, ale to nic nie jest przesądzone. Do tego daleka droga – mówi wiceprezydent.
– Nie miałbym nic przeciwko temu. Wierzę, że moglibyśmy dojść do porozumienia – uważa Łodyga. W skrócie opowiada, co działo się przez ostatnie 10 lat. W planach była rozbudowa kina, za sceną. To ważne. Nysa jest klasycznym starym kinem, z „płytką” wnęką jedynie na duży ekran. To znaczy, że praktycznie nadaje się tylko do wyświetlania filmów. Nie ma sceny z teatralną głębią, garderobami. Nie da się zrobić tu koncertu, czy wystawić sztuki z aktorami.
– Cztery lata zajęło czekanie na zmianę planu miejscowego, by móc dobudować część za sceną. Dwa lata zajęło kupno działki za ścianą. A na dodatek przyszła pandemia i wszystko zamarło – opowiada dziś właściciel.
– Rozbudowa z przesunięciem tyłu kina jest możliwa. Nie ma przeszkód – potwierdza Izabela Ciesielska, miejska konserwator zabytków.
Kto, jak, za ile
– Zanim kino stałoby się własnością miasta, musimy wiedzieć, co w nim ma się znaleźć. Jaki jest pomysł na to miejsce? Po drugie, warto zadać już sobie dziś pytanie o zarządzanie Nysą. Kto, jak, za ile? Plan jest konieczny, by nie było sytuacji: kupimy, a potem pomyślimy – tłumaczy wiceprezydent Kamiński.
Co może zdarzyć się z kinem? Bank z pomysłami jest otwarty, ale póki co, po społecznej debacie w Lubuskim Teatrze, rysują się dwie koncepcje – zielonogórskiego Ruchu Miejskiego i Roberta Czechowskiego.
Ruch Miejski myśli o czymś, co dziś nazywa Miejskim Domem Kultury. – Ważne jest zachowanie kina Nysa w możliwie oryginalnej formie, bo to kultowe miejsce. Jeśli Nysa zmieniłaby się nie do poznania, będziemy tego żałować jak Winiarni, zastalowskich hal, Estrady czy Falubazu i innych miejsc związanych z miejską tożsamością – ogłosił.
W Nysie, wedle pomysłu społeczników, miałoby być filmowo z edukacyjnymi seansami dla szkół, projekcjami klasyki, a nawet archiwalnych obrazów w starym stylu, z klasycznego projektora. Nysa miałaby wpuścić pod swój dach również kabarety, miejscowe zespoły muzyczne i teatralne. – Miejsce jest wygodne dla wszystkich, w samym centrum miasta. A młodym ludziom brakuje w Zielonej Górze miejsca spotkań i aktywności, miejsca na wydarzenie i dyskusję. Trudno o lepsze miejsce niż Nysa – tłumaczy Magda Kisielewicz z Ruchu Miejskiego. – Nie wymyślamy nic nowego, ten typ społecznego domu kultury z powodzeniem sprawdził się w Warszawie. To naprawdę działa! Wiem, że to będzie kosztować, ale to byłyby dobrze wydane pieniądze.
Młodzi i teatr rozrywki
W nieczynnym kinie Robert Czechowski widziałby jednak sceną teatralną. Nazwał ją Miejskim Teatrem Rozrywki „Variete”. – To ostatnie słowo oznacza różnorodność. Nysa, tak to widzę, to dobre miejsce na spektakle muzyczne, offowe, dyplomowe z uczelni teatralnych. Sceną rządziliby młodzi ludzie. Pokazywali coś, co dziś odbywa się w szkołach teatralnych, zespołach spoza repertuarowego obiegu. A tam się naprawdę dużo dzieje. Oczywiście, by z takim przedsięwzięciem ruszyć, trzeba mieć akustyków, techników teatralnych, sprzęt. Lubuski Teatr to ma. I wesprze Nysę – deklaruje dyrektor LT.
„Variete” też potrzebowałby przebudowanej sceny. Kinowa to za mało, potrzebna jest wielofunkcyjna.
Artur Łukasiewicz

Fot. Władysław Czulak / W środku sala wygląda tak, jakby przed kwadransem skończył się seans…

Fot. Władysław Czulak / Klimatyczny balkon w sali kinowej