Mój dziadek żył ponad 90 lat. Nie chorował, był wyjątkowo pogodnym i spokojnym człowiekiem, więc rodzinna anegdota mówi, że umarł z nudów. 

Rozmowa z Markiem Twardowskim*
Czy do starości można się przygotować?
–  Oczywiście.

Kiedy zacząć?
–  Według najnowszych badań człowiek jest młody do 27 roku życia, potem nasz organizm powoli zaczyna się starzeć. W zasadzie więc już przed 30. powinniśmy poczynić pierwsze kroki. Ale na zmiany stylu życia nigdy nie jest za późno.

Od czego zacząć?
–  Od prawidłowego odżywiania. Uważam, że Polacy ogólnie jedzą za dużo i źle – nieadekwatnie do zapotrzebowania energetycznego. Często bez żadnego umiaru i refleksji. Największym złem są oczywiście fast-foody, nie na darmo nazywane  jedzeniem śmieciowym.

Nigdy się Pan nie skusił na hamburgera?
–  Rzadko. Teraz dbam o sylwetkę. Dzięki temu nie mam nadwagi, a kiedyś ją miałem.

No to co pan zjadł dziś na obiad?
– Ziemniaki z wody z koperkiem,  grillowanego kurczaka i gotowane warzywa. Wszystko w rozsądnej ilości.

A na śniadanie?
– Pieczywo z dżemem. Do tego gorzka herbata. Dżem był bez cukru, bo unikam go jak ognia. Podobnie jak innych pokarmów – nawet owoców, które zawierają dużo cukrów.  Wyleczyłem się ze słodkiego, kiedy 20 lat temu pojechałem na wakacje all inclusive na Teneryfę.

Proszę opowiedzieć.
– W hotelu było sporych młodych Brytyjczyków. Niemal wszyscy z nadwagą. Moją uwagę zwróciło szczególnie małżeństwo dwudziestoparolatków, które dzień zaczynało od kawy z czterema łyżeczkami cukru. Nie integrowali się specjalnie z innymi turystami, dzień spędzali w restauracji i w hotelowym barze. Żywili się głównie wszystkim, co słodkie. Obserwowałem, nie chodzą, tylko się toczą, a po tym zapadają się głęboko w leżaki. Nic nie robią, a i tak są potwornie zmęczeni, głównie dźwiganiem nadmiernej ilości kilogramów. Ta sytuacja zniechęciła mnie do używania cukru do tego stopnia, że od tego dnia w zasadzie wyeliminowałem go całkowicie z diety. No może poza incydentalnym kawałkiem niedzielnego lub świątecznego ciasta. Nieosłodzona kawa lub herbata wcześniej dla mnie były nie do wyobrażenia, a od tego czasu piję takie codziennie.

Lepiej się panu żyje bez cukru?
–  O niebo. Mam więcej energii, no i mam cukier w normie, czyli nie grozi mi cukrzyca, na którą już cierpi kilka milionów Polaków. To bardzo groźna, podstępna choroba. Niszczy różne narządy i naczynia: serce, nerki, wzrok. Spożywanie nadmiernej ilości cukru prowadzi w prostej linii do otyłości. A otyłość do nadciśnienia, choroby wieńcowej, choroby zwyrodnieniowej stawów, dyskopatii w obrębie kręgosłupa, a także wspomnianej wyżej cukrzycy.

Z czego jeszcze trzeba zrezygnować dla własnego dobra?
–  Z biegania w starszym wieku. Bieganie po 60. roku życia jest niekorzystne dla stawów. Mówi o tym wiele przeprowadzonych badań. Proces starzenia i związana z tym osteoporoza oraz choroba zwyrodnieniowa stawów powodują, że bieganie u seniorów może stan stawów pogorszyć, a nie polepszyć. Dużo lepsze są spacery z kijkami, ale trzeba się nauczyć nimi dobrze posługiwać.

I chodzi pan z kijkami?
– Tak, oczywiście. Ktoś kiedyś wymyślił limit, że musimy przejść co najmniej 10 tysięcy kroków dziennie. Nie jest to do końca prawda. W starszym wieku wystarczy 7-8 tys. Jeśli tylko mogę, to zamieniam jazdę samochodem na chodzenie. Nieważne, jaka jest pogoda, należy chodzić – nie ma znaczenia, czy pada deszcz, śnieg, czy świeci słońce.

Jak mówią Skandynawowie, nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie. No, ale oni uczą się tego od dziecka już w przedszkolu.
– My też zaczynamy pomału to robić. Zdrowie dla lekarza nie ma barwy politycznej. I jako lekarz jestem wielkim fanem wchodzącej w życie edukacji zdrowotnej. Moim zdaniem to, co przygotował rząd, jest w znacznej mierze niezbędne młodym ludziom. Jeśli chcemy jako społeczeństwo być świadomi zdrowotnie, trzeba zacząć działać już teraz.

I to jest ta recepta na długowieczność?
– Myślę, że tak. Naprawdę wiele zależy od nas. Żaden lekarz, ani żadne leki nie są  w stanie zdziałać tyle dla zdrowia populacji, co zdrowy styl życia. Dlatego tak wkurzają mnie reklamy alkoholu i słodyczy. Reklamowanie alkoholu nie powinno mieć miejsca w Polsce.

Nie pije pan alkoholu?
– Rzadko. Okazyjnie. Dramatyczne dla mnie są zwłaszcza reklamy piwa w polskiej telewizji. Pamiętam jeszcze z pracy w Ministerstwie Zdrowia, jakie są koszty medyczne i społeczne spożywania alkoholu. Jestem też oczywiście wrogiem palenia oraz wrogiem suplementów diety, czyli wmawiania zdrowym, że muszą je używać, żeby być zdrowym, chociaż są zdrowi… To ogromny, szalenie dochodowy, ale niebezpieczny dla zdrowia społeczeństwa biznes. Suplementy nie są nam do niczego potrzebne! Są realnie poza kontrolą państwa. Raz dopuszczony do obrotu suplement nie jest już później badany, bo to nie lek. Wiem, jak działa ten biznes, bo jako wiceminister zdrowia nadzorowałem departament polityki lekowej i farmacji i przyjrzałem się temu z bliska.

Suplementy lansują i reklamują dziś gwiazdy sportu, internetu, show biznesu.
– Szkoda tylko, że nie informują, że nawet uznawaną za bezpieczną witaminę D powinniśmy uzupełniać po zbadaniu, czy cierpimy na jej niedobór, bo inaczej skąd możemy wiedzieć, czy rzeczywiście jej niedobór mamy?
– Przez kilkadziesiąt lat pracy lekarskiej nie spotkałem też ani jednego pacjenta, który miałby laboratoryjnie wykazany niedobór magnezu! Mimo to dziesiątki tysięcy Polaków daje się codziennie nabijać w butelkę na „magnezowe zapotrzebowanie”.

Co jeszcze by pan poradził przyszłym stulatkom?
– Mniej się martwić, a więcej cieszyć każdym dniem. Ze stresów rodzi się wiele schorzeń. Mój dziadek  żył ponad 90 lat, nigdy poważnie nie chorował, był wyjątkowo pogodnym i spokojnym człowiekiem. Mawiał przez całe życie: „spokojnie, jakoś to będzie”. I było… Według rodzinnej anegdoty umarł z nudów.

Sylwia Sałwacka

*Marek Twardowski, lekarz, prezes Lubuskiego Porozumienia Zielonogórskiego, wiceprezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie, w latach 2007-2010 podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia.

Fot. Marek Twardowski, lekarz, prezes Lubuskiego Porozumienia Zielonogórskiego, wiceprezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie, w latach 2007-2010 podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia.