Piotr Sieciechowicz i Mariusz Puk: - – Trzeba się pięć razy w ciągu doby pojawić w piekarni i dać kwasowi jedzenie.

Fot. Bartosz Mirosławski / Piotr Sieciechowicz i Mariusz Puk: – – Trzeba się pięć razy w ciągu doby pojawić w piekarni i dać kwasowi jedzenie.

W zielonogórskiej piekarni Dwóch Ojców „żytoraza i prostaka” trzeba rezerwować dzień wcześniej. I choć chleby nie są tanie, znikają błyskawicznie.

Mija druga po południu. Przed dawnym Domem Kolejarza przy ul. Bohaterów Westerplatte 32 ustawia się kolejka. Za chwilę otworzy się piekarnia Dwóch Ojców. Działa zaledwie cztery miesiące, ale ma już spore grono zaufanych klientów. I to takich, którzy chleby rezerwują dzień wcześniej.

Piotr Sieciechowicz, jeden z „ojców”, pochodzi z Zielonej Góry. Przez lata pracował w korporacji. Był dyrektorem sprzedaży w polskim oddziale Johnson&Johnson. Drugi „ojciec” to Mariusz Puk. Wychował się pod Torzymiem. Jego ojciec Czesław całe zawodowe życie był piekarzem.

Chleb na zdrowie

– Znamy się ponad 20 lat, graliśmy razem w zespole. W pewnym momencie obaj zaczęliśmy mieć kłopoty ze zdrowiem. Sibo, Hashimoto, problemy jelitowe – opowiada Piotr. Doszli do wniosku, że jedną z przyczyn jest złe odżywianie. I że jadane pieczywo nie jest dobrej jakości.

– Każdy z nas kiedyś eksperymentował z wypiekiem chleba na własny użytek – opowiada Piotr. Później w ich głowach pojawił się szalony pomysł: A może by otworzyć piekarnię?

Wymienili się pomysłami. Policzyli, ile pieniędzy potrzeba i ostatniej jesieni poczęstowali znajomych pierwszymi wypiekami. I zaczęły się pytania o zamówienia.

Najpierw ich chleby pojawiły się na Twoim Zielonym Targu w Ochli, wkrótce otworzyli lokal właśnie przy Boh. Westerplatte. To mała, rzemieślnicza piekarnia. Dziennie z pieca wyjeżdża tylko 150 bochenków. Pieką cztery rodzaje chlebów: prostak, tościak, żytoraz i orkisz. Klienci o „dwóch ojcach” dowiadują się pocztą pantoflową i z Internetu. Dwaj piekarze dużą wagę przykładają do social mediów, są aktywni na Instagramie.

Co z tym ojcem?

Nazwa piekarni po prostu miała wzbudzać ciekawość. Piotr i Mariusz mają żony, są ojcami pięciorga dzieci. – Życie rodzinne jest dla nas bardzo ważne. Stół i chleb sprowadza nas codziennie do wspólnego mianownika – tłumaczą.

Ceny u „ojców” są wysokie. Zwykły pszenny prostak kosztuje 15 zł. – Jego produkcja trwa 24 godziny, tyle, co kiedyś. Dobę zajmuje proces fermentacji i garowania. Dopiero na samym końcu jest wypiek – wyjaśnia Piotr. Chleb żytnio-razowy na zakwasie, jego zdaniem najzdrowszy, powstaje metodą pięciofazową. – Trzeba się pięć razy w ciągu doby pojawić w piekarni i dać kwasowi jedzenie.

Mąkę sprowadzają od młynarza z Mazowsza. – Regularnie przeprowadza testy na obecność glifosatu, metali ciężkich i pleśni. Jajka do chleba tostowego i do pączków kupujemy w ekologicznym gospodarstwie, a masło mamy z kwaszonej śmietany – mówią.

Piekarnia jest czynna od godz. 14 do wieczora. Pieczywo trzeba wcześniej rezerwować przez internetowy komunikator. Kto raz nie odbierze zamówionego bochenka, wypada z gry. Czasem uda się kupić coś bez rezerwacji, ale trzeba mieć szczęście.

– Nie zachęcamy do jedzenia dużo chleba. Wprost przeciwnie. Jedna, dwie kromki dziennie, ale za to pieczywa dobrej jakości – mówi Piotr. I dodaje, że taki chleb może wytrzymać długo. Po prostu trochę wyschnie i będzie twardszy.

(sp)