Fot. Władysław Czulak / Cigacice. Tomasz Włoch podczas akcji sprzątania Odry z wolontariuszkami Fundacji Zielone Serca.

Fot. Władysław Czulak / Cigacice. Tomasz Włoch podczas akcji sprzątania Odry z wolontariuszkami Fundacji Zielone Serca.

Wytłumaczył zielonogórzanom, a to bezcenna jego zasługa, że Odra nie jest abstrakcją ani rzeką, którą można regulować i psuć w nieskończoność. Że płynie w naszych żyłach, jest częścią nas. Tomek Włoch miał 56 lat.

Tomek Włoch, dobry duch Odry i Cigacic zmarł po ciężkiej chorobie. Rzadki przypadek raka lekarze zdiagnozowali u niego kilka miesięcy temu. Nie poddawał się, wspierali go przyjaciele, znajomi i nieznajomi zrzucali się w sieci na leczenie. – Mam nadzieję, że latem spotkamy się nad rzeką, na „Przystani” – wierzył w dobry finał. Nie umiał siedzieć bezczynnie. W ostatnich miesiącach zapraszał na spacery szlakiem platanów do pięciu wsi wokół Cigacic, w których z przyjaciółmi sadził te drzewa. Pasowały do człowieka zza baru na przystani nad Odrą. Porównywał je do ludzkiego zasiedzenia. – To mój główny korzeń, żywa idea. Chcę tu żyć szczęśliwie i tworzyć radosną społeczność, która się lubi, szanuje i rozmawia ze sobą – opowiadał niedawno w Radiu Zachód, w reportażu Małgorzaty Nabel-Dybaś.

Przystań Tu

Tomek Włoch zielonogórzan nauczył innego patrzenia na rzekę. Nie jak na flotylle wycieczkowców czy barek załadowanych węglem. Uregulowaną jak reński kanał. Odrę miał we krwi. Jego ojciec, bosman Roman Włoch, od dziesięcioleci zarządza portem w Cigacicach.

Tomek kilkanaście lat temu wrócił z emigracji na Wyspach. Wtedy z bratem Piotrem nad brzegiem Odry stworzyli „Przystań Tu” z legendarnymi rejsami galarami. Drewniane łodzie, a potem stalowe barki budował Piotr. Tomek zajął się kuchnią. W życiu imał się różnych zajęć. Był kamieniarzem, przedsiębiorcą, organizatorem wycieczek.

Bywalców ekspedycji odrzańskich i imprez na „Przystani” czarował opowieściami o Cigacicach, które przed wojną były znanym kurortem. Wyprawiali się tu nawet berlińczycy, a pociąg ze stolicy Niemiec miał kursować cztery razy dziennie. Cigacice, gdy nazywały się Tschicherzig, mieściły kilkadziesiąt pensjonatów i restauracji. Z okolicznych 40 ha winnic płynęło wino, a miód pochodził z lasów akacjowych. Tomek z ręką na sercu przekonywał, że bywał tu nawet poeta Goethe i miewał romanse.

Odrę oddaj naturze

Cigacice stały się ważnym miejscem. Były namiastką londyńskiego Hyde Parku z masą dyskusji, wykładów, imprez, koncertów. Zaglądał tu Robert Makłowicz. Raz pochwalił Tomka za jego cydr, który zrobił.

Tu działały Statek Kultury i Rzeczny Uniwersytet Ludowy. Przystań znaleźli ekolodzy i ludzie troszczący się o rzekę. Tomek firmował Marsze dla Odry, protestował w jej obronie. Przestrzegał, że rzekę może spotkać katastrofa. Polska zobaczyła ją w lipcu 2022 r. Z zatrutej wody wyciągano setki ton ryb.

– 1997 r. to był dla Odry katharsis. Oczyściła się po latach komuny i trucia. Teraz znów wróciły tamte czasy: bezpardonowo wytruto rzekę. To będzie data, o której będziemy pamiętać, szczególnie my, mieszkańcy nadodrzańskich okolic. Kochamy tę rzekę i ktoś ją zniszczył. Prawdopodobnie na lata – opowiadał Włoch w „Gazecie Wyborczej”.

Opowiadał się za renaturalizacją Odry. Cierpliwie tłumaczył, że nie są to fanaberie. Są granice ujarzmiania, betonowania i niszczenia rzek, zamieniania ich w szybkospławne kanały. Powolnego uśmiercania w imię gospodarczego rozwoju, nie znoszącego kompromisu.

Wierzył w sens uznania Odry za „osobę prawną”, co da jej większą ochronę przed bezmyślnym działaniem człowieka. – Bo zdrowa i czysta rzeka ma najgłębszy sens – mówił.

Artur Łukasiewicz